Mistrzowie Opieki ❤️🩹
Kiedyś, na oddziale neurologii, poznałem panią Danutę. Towarzyszyła swojej dorosłej córce, która od ponad dwudziestu lat żyje z niedowładem prawostronnym, po dwóch ciężkich udarach. Podeszła do jej łóżka z czułością, poprawiła koc, sprawdziła kroplówkę.
Zapytałem wtedy:
– Jak pani sobie radzi w codziennej opiece?
Odpowiedziała jednym słowem, bez chwili wahania:
– Miłość.
I zaraz dodała: – Moja miłość do dziecka nigdy nie wygasła, nawet w obliczu jej cierpienia. Mam w domu sprzęt rehabilitacyjny, dostosowane pomieszczenia, różne udogodnienia. Ale to nie sprzęt podtrzymuje mnie na duchu. To serce. Wciąż pełne miłości.
To spotkanie do dziś noszę w pamięci.
Opieka domowa nad bliskimi to według mnie najbardziej szlachetna służba – Służba przez duże „S”. Bo jej owocem jest żywy obraz miłości. Bez niej rodzinni opiekunowie dawno zostaliby wypłukani z sił, emocji i pozytywnych uczuć.
Ten tekst, „Mistrzowie Opieki”, dedykuję właśnie im – rodzinnym opiekunom osób chorych, którzy swoją codzienność zamieniają w 24-godzinny dyżur. Tutaj nie można zejść wcześniej ze zmiany. Nie ma urlopu na żądanie. Nie da się zrobić czegoś „na szybko”. Złoty medal należy się każdemu, kto z cichym poświęceniem pochyla się nad swoim bliskim.
Bo to trud ogromny: wyrzeczenia, rezygnacja z wakacji, z pracy zawodowej, z marzeń. A jednak ten trud staje się czymś więcej niż obowiązkiem – staje się misją. Ukrytą, niepozorną, ale świętą. Nie waham się powiedzieć, że ci ludzie zostają w pewien sposób „beatyfikowani” już za życia – za swoją cichą, wytrwałą służbę.
Przez 24 lata mojej pracy opiekuńczej – jako wolontariusz hospicjum, a później podczas licznych wizyt w domach starszych i chorych – widziałem setki takich historii. „Napatrzyłem się” na obrazy codzienności: matki karmiące dorosłe dzieci, ojców uczących się przewijać swoje sparaliżowane żony, rodzeństwo czuwające nocami przy łóżku brata.
Nie zliczę rozmów, które prowadziłem z rodzinami. Zawsze zadawałem sobie jedno pytanie: skąd oni biorą siłę? Jak można latami wytrwać w takim pochyleniu, w nieustannej pielęgnacji, bez chwili wytchnienia?
Myślę, że odpowiedź kryje się w sercach opiekunów. Ich siła to miłość – ta, która nie liczy godzin, nie waży wyrzeczeń, nie pyta o nagrodę.
W szpitalu jest inaczej. Tam jest cały zespół – lekarze, pielęgniarki, rehabilitanci, opiekunowie medyczni. Dyżury się zmieniają, ktoś odchodzi, ktoś przychodzi. A w domu? W domu opiekun zostaje sam na sam z cierpiącym. Dyżur trwa całą dobę, przez lata. Z sercem zatroskanym i zawsze dostępnym.
Pomoc pielęgniarki środowiskowej czy opiekuna medycznego jest na wagę złota, ale to pomoc doraźna, krótka, często ograniczona finansowo. Rodzinni opiekunowie nie mogą liczyć na przerwę – są przy bliskim dniem i nocą.
I tu tkwi paradoks: wykwalifikowani opiekunowie medyczni, z całym swoim przygotowaniem, niejednokrotnie mogą tylko marzyć o tej postawie, którą pokazują rodzinni opiekunowie. Oni nie działają z obowiązku zawodowego – oni działają z miłości.
Dlatego mówię o nich „mistrzowie opieki”.
Bo mistrzostwo nie polega tu na technice, ale na sercu.
Marcin Staszak
OZZ Opiekunów Medycznych i Pracowników Pomocy Społecznej
