11 lutego – Światowy Dzień Chorego
luty 11, 2025 o godzinie 9:38 ,
Brak komentarzy
Dzisiejsze patronalne wspomnienie, które upamiętnia solidarność z człowiekiem cierpiącym, wytwarza misterialną aurę oraz zatrzymanie się przy przy osobach chorych.
Co sprawia i tak naprawdę oznacza często wspominane towarzyszenie ludziom chorym? Czy nasza obecność ma jakiekolwiek znaczenie dzieląc swój czas z cierpiącymi? Jakie wywarły moje wrażenie na osobiste spotkanie z człowiekiem chorym, w fizycznej i psychicznej sferze?
Dotykając rzeczywistość świata chorych oraz towarzyszenie chorym w różnym wieku, przekraczając próg ich cierpienia, towarzysząc lub w sposób zawodowy przypatrujemy się swojej opiece, czyniąc często indywidualny „rachunek sumienia”, z każdej opiekuńczej czynności. Towarzyszenie i opieka nad osobami chorymi, które łączą się ze sobą, w gruncie rzeczy uczą i uwrażliwiają każdego z nas, którzy jesteśmy spoza „szpitalnego parawanu”.
Otwierając drzwi hospicjum i wchodząc na pierwszą w życiu salę chorych, w wieku 22 lat, nie wiedziałem co wtedy powiedzieć, jak się zachować, co zrobić, jakie pierwsze słowo wyartykułować do osób bardzo tam cierpiących. Oswajanie w końcu musiało we mnie zaiskrzyć, czyli zaczynała w moim sercu rozpalać się miłość do tej służby na wyłączność dla osób chorych. Tak naprawdę nie mogę osobiście nazwać mojej misji – pracą - pracą z osobami chorymi, ponieważ nad formą pracy wytwarza się obraz wewnętrznego powołania, bez względu na to jak każdy z nas to swoje powołanie odkrywa.
POWOŁANIE = SŁUŻBA = OWOC PRACY
Pierwsze spotkanie z chorym, sekundowa wymiana zdań, zatrzymanie się nad całym dniem chorego, wspólne uściśnięcie dłoni, rozpoczęcie procesu pielęgnacyjnego, ale bez empatii, bez poznania psychologicznej karty o każdym chorym oraz ludzkiego zrozumienia, będącym po drugiej stronie przestrzeni chorych, nie uda się zrobić żadnego partnerskiego kroku, w kierunku opieki, która bywa jakby płaszczem i towarzyszenie, które uznać można za parasol. Te dwa przymioty opieki i towarzyszenia stają się elementarnym ogniwem, bez chęci poznania ich bliżej, nie ma co wychodzić ze szpitalnej szatni, wprost do szpitalnych oddziałów.
Każda forma opieki nad chorymi ma swoją historię, dla której warto przemycić cząstkę siebie, z odrobiną swojego czasu, z sercem dla cierpiącego serca. W każdej płaszczyźnie służby wśród chorych, jakim charakteryzuje się środowisko domowe pacjenta lub szpitalne miejsca, cel pozostaje ten sam, sprawić by jakość mojej opieki była na najwyższym poziomie.
Ucząc się poznawać świat chorych i chyba będąc prawie na każdym szczeblu opieki a także fizycznie będąc przy łóżku chorego, wykonując często najbardziej trudne i po ludzku nie do zniesienia opiekuńcze czynności, to mimo wszystko nie wyrzeknę się chorego człowieka, nie wyrzeknę się opieki nad pacjentem obolałym, ciężko cierpiącym, nawet w stanach głębokiej demencji i otępiennego zespołu, nie wyrzeknę się świata chorych, bo ten „świat” to moja szpitalna tożsamość. Oczywiście sztuką jest złapać ten pierwszy kontakt z bardzo trudnymi pacjentami, ale jednak możliwym do „wypracowania” wspólnego języka na prostej linii osób chorych.
Dzisiaj jestem w takim miejscu mojej opieki, że te miejsca, które niegdyś były dla mnie odrażające, przyprawiały do odruchów wymiotnych, odpychające na sam widok potwornego ludzkiego cierpienia i bólu obnażonego z człowieczej godności, to te miejsca mają właśnie dla mnie najpiękniejszą wartość i są najdoskonalszym szpitalnym ogrodem, wirydarzem opiekuna, który chciałoby się dzień po dniu pielęgnować.
"Bo jeśli mamy dać się zwariować, to tylko z nadmiaru niesienia pomocy potrzebującym i chorym"
Marcin Staszak - Wiceprezes OZZOMiPPS
OZZ Opiekunów Medycznych i Pracowników Pomocy Społecznej
